Żabi król – historia do bólu prawdziwa - bajka niekoniecznie dla dzieci

W dawnych czasach, kiedy czary i magia były powszechne niczym chleb a widok wróżkołaków, zomelfów, trogburów, wamtroli i wiedźmaków nikogo nie dziwił, mieszkała w zamku na wzgórzu królewska rodzina. Mądry i sprawiedliwy władca Marmur II sprawował władzę nad Dolomitią, krainą ludzi zaradnych i pracowitych. Miał król również córkę Ablucję, o kształtach tak ponętnych, że nawet najznamienitsi minstrele trudzili się ogromnie, aby oddać w pieśniach krągłości jej ciała. Cudownie skrojone, lekko wydęte usta, złote włosy przypominające sierpniowe kłosy i oczy głębokie niczym pustynna studnia były obiektem westchnień niezwyciężonych wojów i sławnych rycerzy. Jej intelekt, co prawda nie dorównywał urodzie, ponieważ jednak była córką króla, nikomu to nazbyt nie przeszkadzało. Ulubioną rozrywką Ablucji były przechadzki po rozległych królewskich kniejach, słynących z mrocznych zakamarków i niedostępnych miejsc. Dziewczyna biegała samotnie leśnymi ścieżkami, kąpała się w rzece i obserwowała zwierzęta całymi garściami czerpiąc z piękna przyrody. Uwielbiała również przesiadywać przy starej studni na polance, bawiąc się złotą kulą, którą nabyła od wędrownego kupca odwiedzającego zamek na wzgórzu. Pewnego razu dziewczyna podrzucała sobie okrągły przedmiot, obserwując jak mieni się refleksami w promieniach słońca, kiedy poczuła jak ulubiona zabawka wyślizguje jej się z rąk i toczy wprost do głębokiej studni. Usłyszała tylko głuchy plusk, po policzkach spłynęły łzy a głośny szloch poniósł się po lesie, płosząc turkawki ukrywające się w gęstwinie drzew. 
– Dlaczego płaczesz? – do uszu Ablucji dotarł skrzeczący głos. Odwróciła się i dostrzegła wielką, obślizgłą ropuchę siedzącą na pniu drzewa.
– Jak mam nie płakać, kiedy moja ulubiona kula wpadła do studni – narzekała dziewczyna, ocierając łzy.
– Nie martw się, wyciągnę twoją kulę, jednak chciałbym coś w zamian.
– Mam suknie, perły, kamienie mogę dać ci nawet moją złotą koronę.
– Nie chcę tego wszystkiego. Przyrzeknij mi tylko, że będę twoim towarzyszem życia i będę mógł sypiać w twoim łóżku.
– Dobrze. Przyrzekam ci to – rzuciła królewna bez zastanowienia, w myślach naigrywając się z żaby. Jak taki obślizgły kumak spędzający całe życie w błotnej sadzawce mógłby być towarzyszem życia człowieka?
Ablucja obdarowała ropuchę promienistym uśmiechem, kiedy ta wyłowiła ze studni złotą kulę, niestety tak szybko jak tylko dziewczyna odzyskała zgubę, tak szybko zapomniała o obietnicy. Podciągnęła suknię i pobiegła leśną ścieżką przed siebie, rozkoszując się odzyskaną zabawką.
Nagle niebo pociemniało, kłębiaste chmury uwięziły słońce w klatce ciemności a drzewa kołysząc się na wietrze, wyciągały przed siebie gałęzie, jakby chciały dziewczynę złapać. Ruszyła przed siebie, próbując odnaleźć znajome trakty, jednak im dalej zapuszczała się w gęstą knieję, tym mniej rozpoznawała okolicę. Z każdą upływającą sekundą czuła jak niewidzialne ręce strachu zaciskają stalowy uścisk na jej szyi. Przejęta paniką wybiegła wreszcie na małą, leśną polanę, gdzie ujrzała drewnianą chatkę. Widok ten tak bardzo ucieszył Ablucję, że aż podskoczyła z radości. Podeszła bliżej do okna i zajrzała do środka. Widok owłosionych pośladków pulsujących w dziwnych nieskoordynowanych ruchach bardzo ją zaskoczył, ale również zaintrygował. Na stole pod mężczyzną leżała wiedźma z zadartą do góry suknią. Dźwięki dobywające się z jej gardła przypominały połączenie płaczu dziecka i zawodzenia rannego mrówkodzika.
„Czy ten człowiek robi jej coś złego”? – zastanawiała się królewna. Zadowolona twarz czarownicy, na której malował się spazmatyczny uśmiech, zdawał się przeczyć tej teorii. Dobrze wychowana Ablucja usiadła na pieńku i bawiąc się złotą kulą czekała, aż ucichną odgłosy dochodzące z wnętrza chatki. Po kilkunastu minutach otworzyły się drzwi i wyszedł z niej barczysty drwal, z ogromną szczęką, rękami jak szpadle i szatańskim błyskiem w oku. Uśmiechnął się do królewny i poczęstował ją takim spojrzeniem, że przez ciało dziewczyny przeszedł przyjemny dreszcz, którego nigdy wcześniej nie zaznała. Chwilę później pojawiła się uśmiechnięta czarownica. Nie była ani brzydka, ani pomarszczona, nie miała nawet długiego, haczykowatego nosa czy odrażającego pieprzyka na policzku. Wyzywający makijaż, czerwone, usta pomalowane szminką, ponętne wcięcie w talii i piersi przypominające dwa duże grejpfruty sprawiały, że kobieta zdawała się urodziwsza, niż jakakolwiek niewiasta, którą Ablucja znała. I choć królewna uchodziła za najpiękniejszą w całym królestwie, to czuła niewymowny respekt przed blaskiem i charyzmą bijącą od damy mieszkającej w małym leśnym domku. Tylko czarny, mruczący kot ocierający się o jej nogi uświadamiał dziewczynie, że oto stoi przed prawdziwą wiedźmą. 
– Witaj słodziusieńka. Co cię tu sprowadza? – kobieta oblizała wargi i zaprosiła królewnę do wnętrza chałupy.
– Zgubiłam się w lesie, choć mieszkam tu od lat – wzruszyła ramionami.
– Czyżbyś byłą córką króla z zamku na wzgórzu?
– Nie przypominam sobie tego miejsca – narzekała Ablucja, ignorując pytanie czarownicy.
– Nie przejmuj się milutka, tylko wybrani tu trafiają.
– Wybrani?
– Przecież nie trafiłaś do mnie przez przypadek. Co tam chowasz? – zapytała kobieta, poprawiając suknię.
– To moja złota kula.
– Pokaż – wiedźma wzięła okrągły przedmiot i gładziła go przez chwilę. Jej zadbane dłonie z tipsami wymalowanymi na czerwono robiły na królewnie ogromne wrażenie. Nigdy nie przypuszczałaby, że kobieta może wyglądać tak wyzywająco i na dodatek roznosiła wokół siebie dziwną przyjemną woń.
– Usiądź złociutka a pokażę ci przyszłość – rzuciła nagle. 
– Naprawdę? – zainteresowała się Ablucja.
Czarownica usiadła naprzeciwko niewiasty potarła ręką kulę i już po chwili pojawił się kolorowy, trójwymiarowy obraz w rozdzielczości HD. Przed zamek zajechała kareta zaprzężona w osiem białych koni, wysiadł z niej przystojny królewicz i wziął Ablucję w ramiona, po czym obdarował płomiennym całusem. Małżonkowie żyli szczęśliwie przez jakieś pół roku a potem do ich związku zakradła się monotonia. Na powierzchni kuli jakby w przyspieszonym tempie przewijały się kadry – ona robiła fochy, on nie mógł jej dłużej słuchać. Znudzili się sobą tak szybko, że już po roku każdy z nich poszukiwał nowych wrażeń. Dla królewicza były to inne kobiety, królewna również uwielbiała flirtować z paziami i dworzanami, którzy adorując ją, na każdym kroku podkreślali jej piękno. Z czasem ich małżeństwo przypominało zimny grobowiec, wiało chłodem po kątach, żadnych emocji czy chociażby zapowiedzi ciepłego zefirka z zachodu. Kolejne kadry wyświetlane na powierzchni przedmiotu ukazywały królewnę z gromadką dzieci. I choć zastępy nianiek cały czas zajmowały się rozbrykaną hałastrą Ablucja czuła się zmęczona. Własne marzenia i potrzeby musiały zejść na plan dalszy, życie podporządkowane było rodzinie. Mąż, choć starał się być dobrym ojcem również miał wszystkiego dosyć. Wdawał się w coraz to nowe romanse, próbując podtrzymać chwiejące się w posadach poczucie własnej wartości. 
– To niemożliwe – obruszyła się królewna. – Przecież wszystkie bajki zawsze dobrze się kończą.
– A zastanawiałaś się, co dzieje się po zakończeniu bajki? – zapytała wiedźma. 
– No nie wiem, że żyli długo i szczęśliwie i takie tam – rzuciła Ablucja.
– Widzisz moja droga, jesteśmy wychowywane w zakłamaniu. Prawda jest zupełnie inna niż wszyscy od dzieciństwa nam wpajają.
– Tak? – zapytała królewna, cały czas nie mogąc dojść do siebie po obejrzeniu przyszłości.
– O widzę, że kula ma nam coś jeszcze do pokazania.
Kobieta wykonała kilka ruchów rękoma i już po chwili pojawiła się kolejna wizja. Dzielny królewicz widząc jak bardzo królewna jest rozpieszczona postanowił się z nią nie żenić. Tak bardzo zasmuciło to kobietę, że popadła w depresję, piła na umór i zaczęła puszczać się, z kim popadnie. Następne sceny przedstawiały obraz Ablucji marniejącej w oczach, sączącej ze szklaneczki Johny Walkera. Ostatnia scena była gwoździem do trumny smutnego żywota, ukazywała starą, samotną i zmęczoną życiem kobietę, której marzenia roztłukły się o twardy beton rzeczywistości.
– Nawet najgorsze bajki tak się nie kończą – krzyczała królewna z oburzenia. – Wolałam już poprzednią wersję.
– Ciesz się, że nie musisz oglądać przyszłości praczki, pokojówki albo sprzątaczki służącej na zamku twojego ojca. Bo widzisz milutka, życie to tak naprawdę sztuka kompromisu. Trzeba umieć tak kombinować, żeby i owcowilk był syty i kotopies cały. Słyszałaś zapewne o zasadzie złotego środka. – Wiedźma złapała Ablucję pod rękę i wyprowadziła z chatki na zewnątrz.
– Nie rozumiem, co mam zrobić? – zapytała.
– Wracaj do zamku na wzgórzu i zastanów się nad życiem a później podejmij właściwą decyzję.
To powiedziawszy odprowadziła królewnę leśną ścieżką w miejsce, które dziewczyna dobrze znała i mogła bez problemu trafić do zamku na wzgórzu. 
– Co robiłaś z tym drwalem, tam w domku? – zapytała na odchodnym.
– Widziałaś wszystko?
– Trochę – zaczerwieniła się.
– A bo widzisz złociutka, że zacytuję pewnego znanego aktora z jeszcze bardziej znanego filmu - „To życie kochana”.
Ablucja wróciła do ojca i matki. Nazajutrz, gdy wszyscy szykowali się do śniadania królewna usłyszała dziwne odgłosy, coś obślizgłego wdrapywało się na marmurowe schody. Na widok znajomej ropuchy dziewczyna obruszyła się, trzasnęła drzwiami i wydała rozkaz, aby nie wpuszczać nieproszonego gościa na zamek. Do stołu usiadła zła i nadąsana. Król widząc całą scenę zapytał:
– Co się stało, moje dziecko. Czyżby jakiś wamtrol chciał cię porwać?
– Ależ nie tatko, to żaba, której obiecałam, że będzie towarzyszką mojego życia, jeśli wydobędzie moją złotą kulę ze studni.
– Skoro coś jej przyrzekłaś, to wpuść ją – ojciec zganił córkę.
Ledwie otworzyły się drzwi, żaba wskoczyła na stół i rzekła:
– Przynieś mi swój złoty talerzyk, będziemy razem jedli.
Królewna z wielką niechęcią wykonywała wszelkie zachcianki ropuchy. Podawała jej jedzenie na królewskim stole, słała łóżko, wezwała nawet orkiestrę, która grała śluzowatemu towarzyszowi przed zaśnięciem. Dopiero, kiedy niechciana przyjaciółka weszła Ablucji pod kołdrę z zamiarem przytulenia się do niej, dziewczyna nie wytrzymała i cisnęła płazem o ścianę.
– Uspokój się wstrętna żabo! – krzyknęła.
Ta odpadłszy od ściany, zamieniła się nagle w pięknego królewicza o cudnych oczach, pełnych słodyczy. Kusił ją i zniewalał tak długo, że ostatecznie pozwoliła mu wejść do swego łoża.


Nie minęło kilka tygodni a w królestwie już szykowano huczny ślub. Poddani nieśli na językach plotkę o cudownej miłości pary narzeczonych a królewscy bardowie i poeci podniecali ogień uczucia opiewając je w pieśniach. Królewna Ablucja pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie ostudziła zamiary rodziców, bo przyszła do ich komnaty ze zgorzkniałą miną, po czym oznajmiła:
– Kochani rodzice, przemyślałam wszystko. Muszę sobie kupić jakieś wystrzałowe fatałaszki, zrobić makijaż, manicure, pedicure, zapodać jakąś maseczkę na twarz. Potem wybiorę się na imprezkę do czarownicy. Mówiła mi ostatnio, że zna kilku fajnych chłopaków, co to z niejednego pieca zakalec już jadło. Muszę koniecznie ich poznać, potrzebuję prawdziwego chłopa a nie jakiegoś zniewieściałego rycerza o dłoniach delikatniejszych od moich.
– Ależ, dziecko – wymamrotał król.
– Zresztą na małżeństwo mam jeszcze czas, muszę zaznać prawdziwego życia, wyszumieć się, dopiero kiedy poczuję, że przyszedł właściwy moment na wyjście za mąż, sprawię sobie nudnego faceta u boku i gromadkę dzieci a później wnuków. Może nawet będzie mi to sprawiało radość, kiedy sięgnę pamięcią wstecz i zobaczę te wszystkie szalone rzeczy, które robiłam za młodu.
– Jak to? – dodała królowa.
– Pa kochani, idę do czarownicy, trzymajcie się – powiedziała, zostawiając szczęki rodziców na błyszczącej, królewskiej posadzce. 

Komentarze

Popularne posty