Oraculium dziadka Dionizego - bajka z okazji dnia dziadka i babci

Dziadek Dionizy nie był całkiem normalny. Nie to, żeby brakowało mu piątej klepki, czy narzekałby na jakieś niedobory szarej masy mózgowej, wręcz przeciwnie był człowiekiem miłym, uprzejmym i nad wyraz elokwentnym, choć kilka cech zasadniczo wyróżniało go spośród przeciętnych przedstawicieli emerytowanych pracowników Urzędu Skarbowego, którzy jesień życia spędzaliby czytając zaległe dzienniki ustaw, ucząc wnuki wypełniania pit-ów, czy rachowania w słupku. Ten nieco rozgadany, przygarbiony i wiecznie uśmiechnięty staruszek odchodząc, po przepracowaniu czterdziestu dwóch lat na stanowisku referenta, na zasłużoną emeryturę, obwołał się konstruktorem-wynalazcą i rozpoczął planowanie najdonioślejszych odkryć mających zmienić przyszłość świata. Siedział całymi dniami w szopie za domem i stukał, heblował, spawał i montował raz nawet wzniecił pożar, na szczęście ojciec Kamil i babcia Eustacha przybiegli z brytfanką wody i ugasili ogień, niszcząc przy okazji wynalazek Dionizego, który nie omieszkał zrugać ich za to, że zaprzepaścili sto trzydzieści trzy lata jego ciężkiej pracy. Trzeba tu nadmienić, iż dziadek zwykł liczyć czas nieco inaczej niż robili to przeciętni zjadacze pasztetowej. Stworzył nową jednostkę czasu zwaną Dionikundą, zgodnie z którą po kilku niezwykle skomplikowanych przekształceniach matematycznych znanych tylko twórcy, można było wyliczyć, że minuty to sekundy, godziny to dni a miesiące to całe dekady. Nikt nigdy nie wiedział czy jeśli senior mówi, że zrobi coś jutro albo za chwilę, tak na prawdę nie chodzi o przyszły tydzień albo następny rok. Enigmą pozostawał również fakt, czy danego dnia nie przyjdzie Dionizemu do głowy, aby zmienić obowiązująca jednostkę czasu na zupełnie inną, w której czas liczony byłby do tyłu. Cała rodzina przywykła z czasem, do dziwnej pasji dziadka, który co kilka miesięcy obwieszczał wszem i wobec, że zrewolucjonizował komunikację i od dziś wszyscy zamiast samochodów czy samolotów do transportu na duże odległości będą używać Dioniportera, co bardziej brzmiało niczym nowa marka piwa niż przełomowy środek lokomocji. Innym razem wynalazł maszynę czasu, która potrafiła ująć jednej osobie kilka lat i oddać je innej, choć tych drugich zwykle brakowało. I nie pomogły wyjaśnienia babci Eustachy i ojca Kamila, że zniknięcie najmłodszego członka rodziny sześcioletniego Tomka nie było efektem wynalazku dziadka a zguba znalazła się godzinę później w domku na drzewie, albo że promienny wygląd babci to efekt nowej maseczki z ogórków i kompletu kremów zakupionych w promocji. 
Podczas kolacji wszyscy czuli lekkie podenerwowanie, bo oto Dionizy obwieścił, że przedstawi nowe rewolucyjne odkrycie, które zmiecie z powierzchni Ziemi wszelkie dokonania ludzkości stworzone przez ostatnie tysiąclecia. Dziadek jak przystało na prawdziwego mistrza suspensu rodem z filmów Hitchcocka jako ostatni usiadł przy stole, wyciągnął sztuczną szczękę, po czym grzebał w niej widelcem wyciągając kawałki pieczeni wołowej, którą mama Jadwiga zaserwowała na obiad. Wreszcie zadowolony perfekcyjnym wyglądem zębów, widząc niecierpliwość odmalowującą się na twarzach zebranych wsunął protezę w usta i odchrząknął, jakby przygotowywał się do najdonioślejszego przemówienie w historii krasomówstwa.
– Moi kochani – zaczął. – Chciałbym wam zaprezentować maszynę, która zna odpowiedzi na wszystkie pytania. 
Zapadła grobowa cisza, przerywana tylko cichym mlaskaniem dobiegającym z ust domowników, którzy ani trochę nie przejęli się informacją o przełomowym odkryciu. Po krótkiej prezentacji możliwości wynalazku Kamil, ojciec rodziny Kownackich został niczym żołnierz Alkaidy, zwerbowany, aby dostąpić zaszczytu piastowania roli królika doświadczalnego, który zada pierwsze pytanie wszechwiedzącemu automatowi. Aby nie robić seniorowi przykrości, po kolacji cała rodzina udała się do ściśle tajnego laboratorium umiejscowionego w ogrodowej szopie, gdzie dziadek Dionizy przez ostatnie miesiące pracował w pocie czoła nad swym epokowym dziełem. W kącie pomieszczenia stało dziwne urządzenie, z zewnątrz obudowane starymi nieheblowanymi deskami, z dziury wyciętej w górnej części wystawała zardzewiała rura przypominająca komin pieca używanego do ogrzewania szopy. Z przodu obok drzwi z serduszkiem, które dziadek wymontował ze starego wychodka znajdował się panel ze skrzynką na listy i kilkoma klawiszami wykręconymi z panelu windy osobowej. Ojciec podszedł do dziadka i robiąc dobra minę do złej gry zawierzył mu swój los, choć w głębi serca obawiał się nieco o swoje zdrowie. Jak dziś pamiętał pieszczoty prądem elektrycznym, jakie zaserwował mu Dionizy wypróbowując wynalazek do wypędzania  demonów, które zgodnie z tezą seniora od pewnego czasu nawiedzały dom Kownackich. Staruszek nacisnął klawisz na froncie drewnianej konstrukcji i już po chwili pojawiła się kartka papieru, która do złudzenia przypominała pierwszą stronę formularza PIT–36 wydawaną zwykle przez przemiłych urzędników skarbówki. Kamil usiadł na krześle przy dziadkowym biurku i sumiennie wypełnił wszystkie dane dotyczące wieku, płci, adresu zameldowania a nawet preferencji seksualnych. Jakimś dziwnym trafem znalazły się nawet pola dotyczące opinii wnioskodawcy o dziadku Dionizym. Na końcu należało zapisać pytanie, na które maszyna miała udzielić odpowiedzi. Kamil skonstruował je dosyć podstępne: Jak wyglądałby świat, gdyby wszyscy byli wiecznie młodzi, piękni i bogaci?
Ojciec z pewnym ociąganiem wręczył kartę staruszkowi, który przeczytawszy ją mruknął coś z dezaprobatą, po czym wrzucił ją do skrzynki na listy. Otworzył skrzypiące drzwi od wychodka i wszedł do urządzenia. Cała rodzina nasłuchiwała dziwnych odgłosów dobiegających ze środka, próbując jednocześnie wypatrzyć coś przez mały otworek w kształcie serduszka. Pomiędzy krótkimi postękiwaniami dziadka dawało się słyszeć warkot pracy silnika, jakby stara pralka typu frania wchodziła właśnie na wysokie obroty i za chwilę miała się wznieść w powietrze, aby odbyć swój ostatni lot po łazience. Po kilku minutach oczekiwania drewniane skrzydło otworzyło się i pojawił się lekko wymięty dziadek, ubrany niczym indiański szaman. Na głowie miał pióropusz, wokół pasa przewiązany miał kolorowy szal zdobiony kadrami z komiksu o myszce Miki, w ręku trzymał coś na kształt wahadełka. Pojękując i wykrzykując dziwne wyrazy o nieznajomym pochodzeniu kazał gestami rąk usiąść Kamilowi na krześle, sam zaś zabrał się za odprawianie jakiegoś rytuału. Machał nitką, na końcu której Jadwiga, żona Kamila dostrzegła swój pierścionek, który dziwnym trafem niedawno zniknął. Kobieta widząc znajomy przedmiot, którego los w rękach dziadka był wielce niepewny, zaprotestowała podnosząc do góry dwa palce, niczym pierwszoklasistka zgłaszająca się do odpowiedzi. Miała już coś powiedzieć, kiedy Dionizy przyłożył palec do ust i syknął niczym wąż, co nie tylko odwiodło Jadwigę od jakichkolwiek sprzeciwów, ale wyzwoliło w niej dodatkowe pokłady czujności. Senior mruczał coś pod nosem, wymachując wahadełkiem i patrząc Kamilowi prosto w oczy. O dziwo przyniosło to chyba zamierzony efekt, bo ojciec przymknął oczy i przypominał teraz zmęczonego turystę po dwudziestokilometrowej górskiej trasie. Często mu się to zdarzało, że po powrocie z pracy i zjedzeniu obiadu zapadał w drzemkę na fotelu przed telewizorem. Jednak tym razem było inaczej, domowników ogarnęło zdziwienie, bo Kamil niczym zahipnotyzowany zaczął odpowiadać na pytania dziadka. Może po prostu dobrze wczuł się w rolę a może faktycznie senior miał niecodzienne zdolności i zawładnął umysłem taty? 
– Co widzisz? – wymamrotał Dionizy.
Rodzina stała w zdumieniu i słuchała tyrady ojca, opowiadającej o ludziach, którzy cały czas się uśmiechają, są wiecznie szczęśliwi, mogą zrealizować każdą zachciankę, kupić wszystko, na co tylko przyjdzie im ochota, siedzą nie pracując i trwonią czas, jako, że ten po prostu nie płynie. Kamil stroił dziwne miny, rozglądał się po komórce szczerząc zęby w niecodziennym kuriozalnym uśmiechu. Po kilku minutach specyficznego seansu , dziadek rozpoczął odliczanie w języku rosyjskim. Zanim doszedł do trzech ojciec otworzył oczy, potrząsnął głową niczym cocker–spaniel po kąpieli i spojrzał na domowników ze strachem wymalowanym na twarzy.
– Jak było? – zapytał dziadek.
– Przerażająco – wymamrotał Kamil, po czym wybiegł z szopy niczym poparzony.
– Co mu się stało? – zapytała Jadwiga, martwiąc się, czy dziwna sesja dziadka Dionizego nie odciśnie piętna na stanie psychiki męża. 
– Świat wiecznego szczęścia, zdrowia i miłości nie jest taką sielanką jakby się wszystkim zdawało. Po kilku godzinach umierasz z nudów a co dopiero po stu latach –
podsumował dziadek, wzruszając ramionami. 
Kamil od tamtego dnia przez miesiąc chodził smutny i naburmuszony a co najciekawsze wszystko wskazywało na to, że ten fakt bardzo mu odpowiada. Dziadek zatarł ręce, pochwalił się bielą sztucznych zębów, po czym gestem ręki zaprosił kolejnego uczestnika do eksperymentu. Zgłosił się mały Tomek. Mama Jadwiga pomogła mu wypełnić wniosek, dyskretnie pomijając kwestie dotyczące preferencji seksualnych.
Pytanie brzdąca brzmiało: Czy mikołaj w te święta przyniesie mi rowerek?
Dziadek wrzucił kartkę do maszyny i znowu zniknął w jej wnętrzu, zatrzaskując za sobą drzwi. Jakże wielkie było zdziwienie malca, kiedy z budki wyszedł święty mikołaj, z długą brodą i czerwonym ubranku. Krzyczał coś i pomrukiwał a jego gesty i głos jakoś dziwnie przypominały dziadka. Czerwony jegomość pochylił się nad dzieckiem i szepnął mu coś do ucha. Tomek wybiegł z szopy zadowolony, fikając koziołki, piruety i tarzając się po trawie, na co kwaśną miną zareagowała Jadwiga, jakby wyobrażała sobie góry prania , które przyjdzie jej rozwieszać na sznurku w ogrodzie. Zanim święty, zadowolony z dobrze wykonanego zadania, wrócił do szopy mama zdołała złapać go za płaszcz i zapytać: 
– Ciekawe kto zapłaci za rowerek?
– Czy to twoje pytanie dla maszyny?
– Nie, to prywatne pytanie dla dziadka Dionizego. Proszę mu je przekazać.
– Nie zostałem upoważniony do takiej odpowiedzi, ale znając tego zacnego człowieka nie martwiłbym się o to. Na pewno coś wymyśli. Zresztą, co to za pytanie do Świętego Mikołaja? – wzruszył ramionami czerwony, po czym zniknął w czeluściach maszyny. Po chwili znowu pojawił się dziadek i zaprosił do eksperymentu Jadwigę. Mama była bystra i przebiegła i na formularzu zgłoszeniowym napisała pytanie: Gdzie jest Bóg?
Odpowiedź przyszła znacznie szybciej niż kobieta mogłaby się spodziewać: Wszędzie, a przede tam, gdzie ty zechcesz – brzmiała wieloznaczna kwestia. Na koniec dziadek Dionizy spojrzał na swoją żonę Eustachę, z którą niedawno hucznie obchodził złote gody. Wyprawił z tego powodu wielki pokaz sztucznych ogni własnego autorstwa, co o mało nie zakończyło się pożarem oraz lekkim poparzeniem kilku uczestników zdarzenia.
Babcia zadała tylko jedno pytanie: Czy Dionizy mnie kocha?
Senior nie wrzucił formularza do maszyny, podobnie jak robił to poprzednim razem, tylko złapał Eustachę za rękę, przytulił a potem ucałował najmocniej jak tylko potrafił. Sztuczne szczęki pary nieco zakleszczyły się o siebie, co zdarzało się czasem w przeszłości. Jedynym wyjściem w takiej sytuacji było wyciągnięcie protez z ust i rozplątanie ich w terminie późniejszym. Do namiętnego całusa wcale nie potrzeba przecież zębów. 
– Okropnie cię kocha – wyseplenił Dionizy, zamknął szopę, wziął babcię pod rękę i razem poszli na ławkę w ogrodzie, na której uwielbiali przesiadywać, wpatrując się w niebo. Dziadek pokazywał jej gwiazdy, wśród których znalazły się takie niecodzienne konstelacje jak gwiazdozbiór tchórzofretki, rozwielitki czy kunegundy, albo wymieniał nazwy kraterów na księżycu nazwanych przez astronomów nie wiedzieć czemu kalderą Eustachy i Dionizego. Senior wiedział, że przyjdzie jeszcze czas, aby obwieścić ludzkości wieści o epokowym wynalazku, który po wszystkie czasy zrewolucjonizuje świat. Miał już nawet przygotowane plakaty do wywieszenia na pobliskich słupach. No i może przy okazji uda się coś na tym zarobić. Przynajmniej tyle, żeby Świętego Mikołaja stać było w tym roku na rowerek dla Tomka. 
Teraz najważniejsza jednak była babcia i chwile z nią spędzone. Może następnym wynalazkiem będzie spray do zamrażania czasu?

Komentarze

Popularne posty