BAJKA W ODCINKACH - W POSZUKIWANIU SEN SU - CZĘŚĆ 6

Jadąc rowerkiem, Karolina obserwowała zmieniający się krajobraz. Trawa, drzewa i krzewy stopniowo zniknęły, aby zamienić się w piaszczystą pustynię. Koła pojazdu z trudem toczyły się dalej. W pewnym momencie przed nimi ukazały się zabudowania jakiegoś miasta, które początkowo wyglądało na zupełnie opuszczone. Dopiero z bliższej odległości dało się dostrzec ludzi, którzy byli chudzi i niscy. 
Ruda wjechała rowerkiem na miejski plac i zatrzymała się obok dwójki mężczyzn przygotowujących jedzenie. 
– Witajcie, co to za miejscowość? – zapytała Karolina.
– Szczęście – odpowiedział mężczyzna, obdarowując Rudą szczerbatym uśmiechem.
– Szczęście? Nie widzę, żeby jego mieszkańcy byli szczęśliwi.
– Jak to? Spójrz na wszystkich – mężczyzna wskazał ręką na poruszających się niczym mucha w smole mieszkańców – oni są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.
Ruda wzruszyła ramionami.
– Mieszkacie na pustyni, na której nic nie rośnie. Z czego tu się cieszyć?
– Nasz władca Robot stworzył nam tutaj krainę szczęśliwości. Wszyscy mieszkańcy są bardzo zadowoleni – odpowiedział mężczyzna.
– A gdzie mieszka wasz władca Robot? – zapytała Karola.
– Idź dalej na dziedziniec, aż zobaczysz zamek.
Karola wraz z Pindusiem ruszyła przez miasto w stronę budynku wznoszącego się w centralnej części miasta. Po dotarciu na miejsce, ostrożnie weszli do środka i oniemieli z wrażenia. Wnętrze wypełniał jakiś przedziwny mechanizm. 
– Witaj nieznajoma, rzadko odwiedza nas ktoś z zewnątrz – rozległ się metaliczny głos. Kilka dużych elementów urządzenia wydało z siebie brzęczący odgłos, gdzieś w głębi pomieszczenia dało się słyszeć przeskakujące iskry.
– Z zewnątrz?
– Spoza Szczęścia.
– Czy ty jesteś władcą tego miejsca? – dopytywała Karola. Pinduś chciał rozejrzeć się po budowli, jednak krótkie spięcie tuż przed nosem, skutecznie wybiło mu ten pomysł z głowy.
– Tak, sprawuję tu rządy od ośmiu tysięcy lat.
Karolina aż zagwizdała z wrażenia.
– Dawno temu było tu miasto robotów. Potem pojawiła się pustynia, która wszystko zniszczyła. Tutejsi ludzie wybudowali dla mnie schronienie przed piaskiem.
– Czy ty jesteś komputerem?
– Wolę określenie sztuczna inteligencja – poprawił Robot.
– Dlaczego mieszkańcy uznają cię za władcę? 
– Bo dzięki mnie, wszyscy w tym mieście są szczęśliwi.
– Idąc przez miasto, widziałam biednych i chorych ludzi. Dlaczego oni mimo wszystko są szczęśliwi?
– A dlaczego mieliby nie być?
– Aby być szczęśliwym trzeba zaspokoić głód i pragnienie, mieć dach nad głową – wymądrzała się Karolina, która niedawno uczyła się o ludzkich potrzebach na lekcji biologii.
– Przecież mieszkańcy Szczęścia zaspokajają swoje potrzeby.
– Oni chodzą głodni – zauważyła Karola.
– A czy to w jakikolwiek sposób przeszkadza, aby być szczęśliwym? – powiedział Robot. Kilka kół zębatych przekręciło się, wydając głośny dźwięk.
Ruda przestąpiła z nogi na nogę.
– W moim świecie, ludzie mają lepsze warunki życia – powiedziała. 
– Mieszkańcy Szczęścia nie znają innego miejsca – tłumaczył Robot.
– I nikt nigdy nie chciał zobaczyć, jak jest gdzie indziej, za miastem? – dopytywała Karolina.
– Oczywiście, że były takie próby. Po każdej takiej wyprawie ludzi wracali nieszczęśliwi.
– Bo zobaczyli, że gdzie indziej jest lepiej? – zauważyła Karola.
– Właśnie. Dlatego zaniechano takich wypraw – tłumaczył Robot. 
Karola podrapała się po głowie.
– Czy nie lepiej byłoby wam założyć miasto na terenach, gdzie moglibyście sadzić warzywa i mieć jedzenie? 
– Oczywiście moglibyśmy wyruszyć w drogę, jednak wtedy zobaczylibyśmy różnicę, a to mogłoby zburzyć nasze szczęście.
Karola chodziła to w lewo to w prawo, przyglądając się zardzewiałym częściom, z których zbudowana była sztuczna inteligencja. Miała wrażenie, że wystarczyłoby dotknąć czegokolwiek, aby całość runęła niczym domek z kart. 
– Gdzie jesteś? – spytała zaciekawiona Karola.
– Wszędzie, cała ta budowla to ja. Muszę czuwać nad tym miastem, nad jego ludźmi.
– A co dokładnie robisz? – dopytywała Ruda.
– Powtarzam tym ludziom, że są szczęśliwi.
– Jak to?
– Gdyby mnie zabrakło przestaliby być szczęśliwi. Wystarczy, że znalazłby się jeden mieszkaniec, który chciałby być bardziej szczęśliwy od pozostałych. Wtedy nastąpiłby podział. 
– Czy mieszkańcy od zawsze byli tacy szczęśliwi?
– Do obecnego stanu szczęścia dochodziliśmy przez tysiące lat. 
– Nie da się być szczęśliwym jak burczy w brzuszku, albo boli ząb – dziwiła się Karola. 
– Przecież szczęście jest w głowie. Co ma do tego bolący ząb? – odpowiedział Robot. 
Gdzieś tuż obok Karoliny posypały się iskry. Pies Pinduś wskoczył Karolinie na ręce i zgodnie ze zwyczajem zaczął się trząść. 
– Czy ty, aby jesteś całkiem sprawny? – zapytała dziewczynka. 
Komputer milczał przez chwilę, wreszcie powiedział:
– Sama widzisz, że się rozpadam.
– I co się stanie, kiedy się zepsujesz? 
– Mieszkańcy Szczęścia staną się nieszczęśliwi. Nie będzie miał im kto powtarzać, że są szczęśliwi.
Karola postanowiła, niczego nie dotykać ponieważ nie znała się na skomplikowanych urządzeniach. 
– Pindusiu, rozumiesz coś z tego, co mówi do nas Robot? – zastanawiała się dziewczynka.
– Dla każdego szczęście oznacza coś innego – powiedział piesek, jakby na podsumowanie.
Karolina wzruszyła tylko ramionami, dochodząc do wniosku, że chyba czas najwyższy ruszać dalej.

Komentarze

Popularne posty