BAJKA W ODCINKACH - W POSZUKIWANIU SEN SU - CZĘŚĆ 4

Karolina wraz z Pindusiem wjechali na górkę, z której rozciągał się wspaniały widok na okolicę. W oddali widniał wielki zamek, otoczony wysokim murem. Strzeliste wieże prężyły się dumnie, aż do nieba. 
– Może tu dowiemy się czegoś o Sen Su – stwierdziła Karola.
Po kilkunastu minutach dotarli do drogi prowadzącej wprost do bramy wjazdowej. Chcieli już przejechać przez szerokie dwuskrzydłowe drzwi, kiedy tuż przed nimi wyrosło dwóch strażników.
– Ćats, mik eicśetsej? – wykrzyczał jeden.
– Co on mówi? – zdziwiła się dziewczynka.
– Chyba pyta kim jesteśmy – stwierdził Pinduś.
– Szukamy Sen Su. Chcemy zapytać mieszkańców zamku, czy czasem go nie znają – tłumaczyła Karola.
– Su Sen? W mikat eizar ęzsorp. – Strażnik nieoczekiwanie zszedł Karolinie z drogi i pozwolił wjechać do środka. Na zamkowym dziedzińcu było pełno ludzi. Przekupki sprzedawały jedzenie, mężczyźni w czarnych ubraniach handlowali tkaninami, przyprawami i herbatą. 
– W jakim języku mówił ten strażnik? – dopytywała dziewczynka.
– Coś mi się wydaje, że w żadnym. Chyba coś mu się poplątało. – Pinduś zatoczył uszkiem nad głową kółko, dając dziewczynce do zrozumienia, że mieszańcy tego zamku chyba nie są całkiem normalni.
W pewnym momencie zza zakrętu wyjechała konna dorożka i nie zważając na stojących na placu ludzi pomknęła w stronę bramy. Karolinka odskoczyła, zostawiając rowerek na środku dziedzińca.
– Policja! Niech ktoś zatrzyma tego pirata – poirytowała się Ruda, widząc, że konna dorożka zniszczyła jej środek lokomocji.
Nie minęła nawet sekunda, jak wszyscy zebrani na placu, jakby nic się nie stało, wrócili do swych zajęć. Karolina rozejrzała się i doszła do wniosku, że coś w tym miejscu jest nie w porządku. Nie tylko panował tu bałagan, ale również nikt niczym się nie przejmował. 
Dziewczynka dopompowała powietrze w zniszczonym rowerku i postawiła go przy murze. Miała już iść w stronę straganów, kiedy tuż obok przemknął chłopiec.
– Stój, poczekaj – krzyknęła, łapiąc malucha za rękę.
– Słucham? – na oko pięcioletni brudny dzieciak, spojrzał na Karolinę wybałuszonymi oczyma, jakby z pretensją, że nie pozwoliła mu pobiec dalej.
– Jak się nazywa ten zamek? – zapytała.
– A jak chcesz żeby się nazywał? – odpowiedział.
– To on nie ma nazwy?
– A po co, każdy nazywa go jak chce.
– A jak ty go nazywasz? – zapytała Ruda.
– Nazywam go zamek – rzucił. Widać było, że chłopiec chce już odejść, dlatego Karola zadała mu ostatnie pytanie. 
– A jak ty się nazywasz?
– Jestem chłopiec – potrząsnął włosami, wyrwał się z uścisku dziewczynki i zniknął w tłumie ludzi stojących na dziedzińcu.
Zaciekawiona Ruda podeszła do jednego ze straganów i przyglądała się przez chwilę towarom wystawionym na drewnianych stołach. 
– Ile za te nioski? – zapytała, czując się znawcą w dziedzinie domowego ptactwa.
– Za co? – zdziwiła się kobieta.
– No kury. Ile złotych pani za nie chce? – tłumaczyła.
– Czego? – parsknęła przekupa. – Idź dziecko i nie zawracaj mi głowy.
– A jak według pani nazywa się ten ptak? – zapytała Karola, wskazując na kurę.
– To jest ptak – odpowiedziała kobieta.
– A co to jest? – Ruda wskazała na gęś, siedzącą w klatce obok nioski.
– To też jest ptak – odpowiedziała przekupka.
– A ile pieniędzy chce pani za te ptaki? – ciągnęła dziewczynka.
– Sto pieniędzy za tego ptaka i sto dwadzieścia pieniędzy za tamtego ptaka – powiedziała babina. – Ale oczywiście możemy się potargować.
– Dziękuję – odpowiedziała Karola, biorąc Pindusia na ręce i przechodząc do kolejnego straganu.
– Ile pieniędzy chce pani za zwierzę? – zagadnęła przekupka sprzedająca warzywa.
– To mój przyjaciel a przyjaciół się nie sprzedaje – obruszyła się dziewczynka. 
– Phi. – Kobieta pokręciła ręką wokół głowy, jakby chciała Karoli dać do zrozumienia, że coś z dziewczynką jest nie w porządku.
– Co to za dziwne miejsce? – zapytała Ruda. – Nic tu nie ma swojej nazwy. Jak ci ludzie się ze sobą porozumiewają? 
Jako, że pies nie znał odpowiedzi na pytanie Karoliny, pomerdał tylko ogonem i polizał ją po twarzy. Zaciekawiona dziewczynka podeszła do grupki ludzi i dalej przysłuchiwała się rozmowom.
– Pani nasza wystawia, to co w zeszłym okresie – powiedziała kobieta, z chustą na głowie.
– Doprawdy, a co pan na to? – odpowiedziała babina, z garbatym nosem niczym u czarownicy. – Przecież w zeszłym okresie wiele tego było.
– No i właśnie słyszałam, że to samo będzie w przyszłym okresie. A okres okresowi nierówny.
"Dziwne. O czym ci ludzie mówią?" – zastanawiała się dziewczyna, nadstawiając ucho w przeciwnym kierunku.
– I co widziałeś go? – powiedział mężczyzna w długim zdobionym surducie.
– Pewnie, że widziałem, co gorsza, to mi bardzo odpowiada – odpowiedział tęgi jegomość. 
– No mówiłem ci, że tak będzie, jak tylko będzie.
– Oby dalej było, to co miałem, żeby pójść, jak było do zrobienia.
Im dłużej Karolinka przysłuchiwała się rozmowom mieszkańców, tym bardziej dochodziła do wniosku, że niczego nie rozumie. W żaden sposób nie była w stanie domyślić się, o co tym ludziom chodzi.
Ruszyła zdezorientowana w kierunku wejścia do głównej części zamku. Po raz kolejny drogę zatarasowało jej dwóch strażników pilnujących wejścia.
– Dokąd? 
– Chciałabym spotkać się z właścicielami tego zamku – powiedziała Karolcia cichym głosem.
– Z panem i panią? – dopytał strażnik, jakby nie do końca zrozumiał, co Ruda miała na myśli.
– Tak z panem i panią – odpowiedziała.
– Byliście umówieni? – zapytał strażnik.
– Nie – odpowiedziała dziewczynka zgodnie z prawdą.
– To nie wpuszczę – mężczyzna w mundurze pogroził Karoli włócznią.
– A gdybym powiedziała, że zaraz jak tylko zobaczę panią i pana umówię się z nimi na wizytę – dziewczynka sama nie wiedziała, skąd przyszedł jej do głowy tak głupi pomysł.
– W takim razie proszę – strażnik ustąpił miejsca.
Karolcia wraz z Pindusiem weszli do wnętrza zamku. Znaleźli się w wysokim pięknym holu. Szerokie centralne schody prowadziły w górę do komnat na piętrze. Ruda westchnęła, zachwycona zdobioną podłogą, ścianami i kryształowymi lampami jakich nigdy dotąd nie widziała. Dopiero po jakimś czasie, kiedy emocje nieco opadły, Karola wraz z psem udali się w stronę lewego skrzydła zamkowego, skąd dochodziły odgłosy rozmów. Idąc za dźwiękiem, trafili do sali tronowej, gdzie urzędowali król i królowa. Ludzie ustawieni w kolejce, czekali na wizytę u jaśnie panujących. Z tyłu za tronem stało kilku podwładnych, pełniących zapewne role doradców lub urzędników królewskich. Karolina ustawiła się w kolejce i przysłuchiwała rozmowom.
– Witaj pani, chcieliśmy prosić – powiedział wysoki postawny mężczyzna w czarnej koszuli.
– Ależ proszę bardzo, twoja prośba zostanie wysłuchana – powiedziała królowa. Była chuda, wysoka i nosiła długą suknię. Odesłała mężczyznę gestem ręki, po czym zaprosiła kolejną osobę. 
– Mamy problem z naszymi zwierzętami – powiedział rolnik w wysokich skórzanych butach z cholewą.
– Jaki problem? – tym razem król włączył się do rozmowy. Był gruby i brodaty, niczym święty mikołaj.
– Nasze zwierzęta nie robią tego, co powinny – skarżył się rolnik.
– A zatem rozkazuję zwierzętom, robić to, co powinny – oznajmił król, wskazując na kolejnego interesanta.
Po dwudziestu minutach podobnie bezsensownych rozmów, przyszła kolej na Karolinę. 
– Witam jaśnie pani – ukłoniła się Karolina. – Proszę mi wybaczyć, ale pochodzę z kraju, gdzie mówi się nieco inaczej niż u was. Chciałabym zrozumieć zasady panujące w waszym królestwie – tłumaczyła.
– Zasady? A co to takiego te zasady? – zapytał król.
– No... sposób postępowania. Musicie mieć jakieś reguły – powiedział Karola. – Coś, dzięki czemu ludzie wiedzą, jak postępować.
– Ależ, nie mamy niczego takiego – odpowiedział król bez wahania.
– To skąd wiecie, co jest dobre a co złe? – dopytywała Karolina.
– A co oznaczają słowa dobre i złe? – zdziwiła się królowa.
Karolina westchnęła, spojrzała na Pindusia, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
– Co robicie z człowiekiem, który coś ukradnie? – zapytała Ruda, sądząc, że dzięki konkretnemu przykładowi, król i królowa będą w stanie ją zrozumieć.
– A co to znaczy coś ukraść? Używasz dziwnych sformułowań.
– Jak nazywacie różne przedmioty? – rzuciła poirytowana dziewczynka.
– Normalnie przedmiotami. O co ci chodzi dziecko?
– A ten przedmiot, na którym jaśnie pani siedzi – powiedziała Ruda. – Albo ci wszyscy doradcy. Jak oni się nazywają? 
– Normalnie, to są przedmioty a to ludzie. Czy te nazwy są niedobre? – dziwiła się królowa.
– Jak z takim skromnym zasobem słów możecie rządzić krajem? Jak pomagacie ludziom? Skąd wiecie, o co im chodzi? – Karola była na skraju wytrzymałości.
– A po co mamy wiedzieć, o co im chodzi?
– To nie macie żadnych zasad?
– Nie wiemy, co to są zasady. – Po tonie króla i królowej widać było, że są już całą rozmową mocno zdenerwowani. 
– Szukam wielkiego mędrca, który nazywa się Sen Su. Rozumiem o jaśnie panie, że nikogo takiego nie spotkałeś.
– Nie widziałem żadnego Sen Su. Czy to wszystko? – zapytał król, poirytowany natarczywością Karoliny.
– Tak. – Karola odwróciła się na pięcie i ruszyła zrezygnowana w stronę wyjścia. – Co to za dziwny świat? – westchnęła.
– To, że czegoś nie rozumiesz, nie znaczy, że to coś jest złe – stwierdził Pinduś. – Jak widać, ci ludzie tu żyją i wydają się szczęśliwi. Chyba nie pozostaje nam nic innego, jak ruszyć dalej w poszukiwaniu Sen Su. Tu go raczej nie znajdziemy.
– Może ten Sen Su wcale nie istnieje – zastanawiała się dziewczynka. – Im więcej dziwnych krain odwiedzamy, tym bardziej dochodzę do wniosku, że nie ma odpowiedzi na wszystkie pytania. To co dla jednych jest białe dla innych jest czarne, co dla jednych jest dobre dla innych złe i w żaden sposób nie można tego zmienić.
– A co gorsze, bywa, że zarówno jedni jak i drudzy mają rację – dodał piesek.
Ruda odnalazła rowerek stojący przy murze, posadziła Pindusia na bagażnik, wyjechała z zamku  i ruszyła polną drogą w poszukiwaniu Sen Su.

Komentarze

Popularne posty